czwartek, 15 kwietnia 2010

Świecka beatyfiksacja czyli ogarek i świeczka




W sobotę 10 kwietnia w katastrofie lotniczej zginął (oprócz dziewięćdziesięciu pięciu innych osób) wybitny aktor filmu dla dzieci i młodzieży, dawny opozycjonista, doktor praw, były prezydent miasta stołecznego Warszawa, brat syna matki przewodniczącego Prawa i Sprawiedliwości, do końca życia pełniący funkcję prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej – Lech Kaczyński. Za życia krytykowany jako prezydent przez szerokie spektrum polskiej sceny politycznej (za wyjątkiem członków PiS), po śmierci urasta do rangi bohatera narodowego, najwybitniejszego spośród żyjących już nieżyjących Polaków i poniekąd ostatniej i jednocześnie pełniącej najwyższy urząd państwowy ofiary Zbrodni Katyńskiej.

Jeszcze w niedzielę, dzień po katastrofie w mediach (prasie, radio i internecie – nie zażywam bowiem od dłuższego czasu telewizji, więc oszczędziłem sobie posttraumatycznego spektaklu pod tytułem „gwiazdy” płaczą zostając na lodzie) dominowała żałobna euforia – tak! to nie oksymoron – zewsząd dobiegały mnie głosy o tym, jak ta tragedia (bo przy całym moim sceptycyzmie i raczej braku specjalnej sympatii dla większości pasażerów lotu 101 uważam, że niewątpliwie jest to tragedia. Zarówno zwyczajnie ludzka, jak i największa – biorąc pod uwagę odsetek wysokich urzędników państwowych na metr kwadratowy powierzchni nośnej statku powietrznego – w historii współczesnej awiacji.) odmieni silnie zantagonizowaną dotąd scenę społeczno – polityczną Polski. Odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi. Że pozwolę sobie nawiązać do cytatu z poprzedniego (tym razem mniej niekwestionowanego) Wielkiego Nieobecnego, którego powrót na łono Abrahama miał przynieść nad Wisłę pokój, miłość i braterstwo. Wszyscy wiemy, że błogostan w zadumie trwał tylko tak długo, aż pierwszy kibic Wisły dał w mordę wyznawcy Cracovii a poseł PiS-u wylał wiadro zimnych pomyj na głowę posła innego – albo na odwrót, to bez różnicy.

Podobnie teraz podniósł się lament (ze wszech miar słuszny) i apel rozległ się od Helu po samiućkie Rysy o pokój między zwaśnionymi, o pokorę wobec tragedii, o cichą i merytoryczną kampanię w przyspieszonych niestety wyborach prezydenckich. Ale głos wołającego na puszczy w drżenie wprawia jedynie serca płochych wiewiórek, jelonków i poczciwych bobrów radośnie ogryzających gałązki. Dzięcioły pukają się w głowę, wiedzą bowiem doskonale, że prawdziwi włodarze tej puszczy, potężne żubry, łosie i niedźwiedzie na chwilę jedynie odwrócą łby w stronę skąd larum dobiega, by za moment powrócić do bezlitosnych zmagań o to, kto rządzi w tym borze. W dodatku nie ma tu żadnego myśliwego, który mógłby wypalić na postrach ze strzelby na żołędzie, by porządek zaprowadzić w lesie.

Kampania trwa. Wojna z otwartego konfliktu stała się zimną i podjazdową toczoną przy użyciu białych rękawiczek i czarnych żałobnych opasek. Bo jakże inaczej nazwać pomysł (do którego autorstwa chętnie przyznaje się wielu, prawdziwi inicjatorzy zaś sensownie i „taktownie” milczą) złożenia doczesnych szczątków pary prezydenckiej na wzgórzu wawelskim pośród dawnych królów i niekwestionowanych bohaterów narodowych (choć jedynie Piłsudski został tam pochowan bez „okresu karencji”, wyraźnie taką wolę zaznaczając w swym testamencie – co jednakowoż wzbudziło szereg kontrowersji w ówczesnej Polsce, większych nawet niźli obecne, marszałek bowiem niewątpliwie był postacią wybitną, choć kontrowersyjną). „Przemycenie” prezydenckich doczesności pod zasłoną dymną żałoby na Wawel uważam za znakomity chwyt socjotechniczny, jednak niewiele się on różni od sztuczki, którą co drugi zapyziały proboszcz, bądź każdy przedsiębiorca pogrzebowy stosuje podsuwając pod nos rodziny zmarłego zawyżony rachunek. Któż bowiem przez łzy w oczach dopatrzy się zera dodatkowego, któż bowiem małość taką okaże, by nad trumną spór o parę tych nędznych oboli na ostatnią drogę wszczynać. Wymuszenie funeralne, jak się patrzy. Inna sprawa, czy takie gusła narodowe postanowionoby odprawiać gdyby głowa państwa głowę straciła w automobilowym wypadku, podrapana letalnie przez braterskiego kota czy przygnieciona niefortunnie upadającym (również nieżyjącym) Przemysławem Edgarem Gosiewskim. Nie ma to jednak, jak gruchnąć z nieba o ziemię. Mityczny strach przed lataniem się kłania. Dla mnie to jednak był „lot świerkowej gęsi” (Spruce Goose – kto ciekawy a nie pamięta, niech sprawdzi).

Wraz z północą w niedzielę 18 kwietnia zakończy się żałoba narodowa (skądinąd dysponujący sprawnie działającą pamięcią przypomną sobie, że powszechnie brzmiały swego czasu głosy krytyki twierdzące, że ogłaszanie żałoby narodowej było ulubionym sportem byłego prezydenta) a rozpocznie kampania wyborcza. Coś nie bardzo chce mi się wierzyć, by siły polityczne zachowały siłę spokoju w tym czasie. Coś w kościach czuję, że PiS z braku lepszego kandydata (z braku jakiegokolwiek innego kandydata!) wystawi brata Jarosława w szranki. A ten w gustowną czerń żałobną spowity (proszę pamiętać o fakcie, że leciwa Mama braci Kaczyńskich również w nienajlepszej zdrowotnej kondycji zostaje) poruszał będzie sumienia Polaków smutnym wokół wodząc (i uwodząc) spojrzeniem. Każda zaś próba merytorycznej dyskusji kwitowana będzie przez etatowe pisowskie harcownicze zderzaki w postaci Jacka Kurskiego czy innego Brudzińskiego Joachima jako bezpośredni atak na pamięć o „największym” współczesnym bohaterze (którego zasługą jedyną było być w czasie nieodpowiednim i miejscu) i jego świecką relikwię z obozu brata złożoną u „jądra polskości” (to nie mój wymysł – taki artykuł widziałem w lokalnej prasie – „Wawel – jądro polskości”). Elektorat zaś karmiony ekshibicjonistycznymi reality szoł postawi na współczucie i emocje, miast pragmatyzmem propaństwowym się kierować. Umarł król (wszak pośród królów spoczywa), niech żyje król! Królik z tej samej dynastii. Cyrk wcale stąd nie wyjedzie. Na piasek areny miast krwi (już rozlanej) spłynie ślina wraz z jadem. Choć, że się mylę pokładam nadzieję. Liczę na to, że za dwa z okładem miesiące spojrzę na ten wpis i skarcę się w duchu za czarnowidztwo i brak wiary w klasę wybrańców narodu.

Liczę też, że dowiem się kto zabił Kennedy’ego, wygram w totka, bądź w piwnicy za piklami i starym rowerem znajdę bursztynową komnatę. Liczę, albo przynajmniej mam nadzieję. Która z wiarą niewiele ma do czynienia.

13 komentarzy:

  1. uwaga! dysponuję jeszcze wolnymi kwaterami na wawelu. choć krypta piłsudskiego właśnie została objęta rezerwacją są jeszcze wolne miejsca. nad jagiełłą - dwa, obok chrobrego jedno. pan bolesław się ucieszy z towarzystwa, bo doskwiera mu samotność. za dodatkową opłatą służę konduktem przez miasto. pośpiech wskazany, czas nagli a chętnych bez liku!
    aquku

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst!!!!!
    O Tak tak drogi kolego. W złą stronę Polska - nasza matka rodzicielka idzie!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Jeśli uznamy, że śmierć człowieka zmienia ocenę jego dokonań, podstawy etyki runą" to Piotr Balcerowicz

    A ja zgadzam sie, niestety, z każdym Twoim słowem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Konstantyn urodził się w Konstantynopolu jako ósme z dziesięciorga dzieci cesarza Manuela II i serbskiej księżniczki Heleny Dragasz. Zobacz ile nas łączy

    OdpowiedzUsuń
  5. wszystko to niestety może się zdarzyć. bracia K. są jak nocny koszmar. już się wydaje ,że koniec-kropka. a tu chyc. i znowu są. moja osoba wienczysławowa sie bac zaczyna

    OdpowiedzUsuń
  6. o mamo fantastyczny tekst!
    no żesz...

    OdpowiedzUsuń
  7. Słusznie waść prawisz.
    Jako miejsce pochówku będące w równowadze między Warszawą a Krakowem najodpowiedniejsza wydaje się mityczna Włoszczowa.
    Przy okazji pragnę zwrócić uwagę, że prohibicja zarządzona w zainteresowanych miastach każe zaopatrzyć się w odpowiednie preparaty jeszcze przed weekendem. Oby nikt z ręką w nocniku obudzon nie został!

    OdpowiedzUsuń
  8. Rewelacyjny tekst.
    Brawo!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. lubię jak piszesz, ale tym razem mi smutno. jestem chyba ostatnią osobą, która płakałaby po śmierci jakiejkolwiek osoby publicznej, kiedy umierał papież przeżywałam najszczęśliwsze chwile swojego życia (przynajmniej jedne z, w każdym razie to nie miało absolutnie związku z jego śmiercią). w gruncie rzeczy możliwe że zbyt wiele po mnie spływa. ale wydaje mi się też, że dla sprawy przeciwników pana Jarosława nawet lepsze byłoby powstrzymanie się z darciem szat i przejście do porządku dziennego nad pochówkiem na Wawelu. burdy, protesty, pokazywanie fucków pod kurią - to wszystko tak samo psuje notowania i nie ma co zwalać hipotetycznych niepowodzeń na szantaż emocjonalny w duchu żałoby narodowej.

    OdpowiedzUsuń
  10. No i się porobilo, z samego dna piekiel klęby gęstego pylu zmierzają ku Wawelu,co by hańbę ukryć, a gości zza granicy do jej oglądania nie dopuścić.
    Wchodzisz do sklepu, a tam o końcu świata i demonach nie-wojny gmin rozprawia. Zawsze można temat podkręcić i jest jeszcze ciekawiej. Lokalna fama glosi, iż oblok dymu ma mieć kolor czerwony krew przelaną symbolizując.
    ...tymczasem dzwoni telefon i kobieta informując o fakcie nagrywania rozmowy zaprasza do zakupu maszynki do golenia wraz z czterema ostrzami... Nie uznaje tlumaczenia, iż zarostu u mnie niewiele, ot trochę puchu pod nosem i pod pachą, na cóż ostrza aż cztery, na moje potrzeby wystarczy skromny jednorazowy zakup de supermarche...
    Taaak... zapomnialam - supermarche są nieczynne w TĄ niedzielę...

    OdpowiedzUsuń
  11. Nic nie dodam ponad to, co napisałeś. Podzielam twoje refleksje. A już naciągnięciem gumy patosu są dla mnie określenia: "Najjaśniejsza Rzeczpospolita i jej wódz" oraz "drugi Katyń".
    Pozdrawiam...twój tekst dodałem jako link na swoim blogu.
    Saluto!

    OdpowiedzUsuń
  12. GRABAŻNARODOWY19 kwietnia 2010 05:16

    wolne miejsca pochówku dla osób uznanych pośmiertnie za bohaterów narodowych udostępnię tanio .

    OdpowiedzUsuń
  13. i masz babo placka (i Jacka), wykrakałeś.
    kropka w kropkę stanęło się to, co opisałeś.
    nie możesz się skarcić, nie mogę Cię trzepnąć..
    skoro Wawel mianuje się jądrem ciemności tj. polskości, to co jest w takim razie fallusem polskości? chyba nie chce wiedzieć..
    też mam nadzieję, że znajdę komnatę z bursztynów ; ) Wołoszański kiedyś oszacował jej aktualną wartość na około pół miliarda dolarów. także radzę Ci głębiej eksplorować swą piwniczkę.

    OdpowiedzUsuń