środa, 30 grudnia 2009
Pocztsłówka
Pocztówka z nadmorzewia
(uszyta olympią z 1936 r. maszyna (7,6 kg heavy metalu) ma moją ulubioną czcionkę i krzywo "c" wybija, a ponadto ma przycisk, który służy do dzwonienia dzwonkiem dzyń, dzyń, brzdęk - klawisz est podłączony tylko i wyłącznie do dzwonka - długo głowiłem się do czego może służyć, aż doszedłem, że do wzywania służby - och, zaschło mi w uściech od tej powieści - dzyń, dzyń, Tatiano przynieś mi proszę szampana. Hm, czyżby kark mi zdrętwiał?
poniedziałek, 28 grudnia 2009
Tempus Fugit vs Pan Tarei
sobota, 26 grudnia 2009
"Nic" to coś strasznego, koleżałko, kollego..
od deski do deski - okładka i zad
strona 2 - prawie haiku, nawet nie takie durne, choć inaczej bym je dziś oskrobał
II nagroda za "17 X"
po prawej grafika "Ukrzesłowanie", którą znalazłem eszcze wykonaną w innych wersjach
też prawie haiku - motyw latarni i śniegu pojawiał później w innych formach
(I nagroda za "dziś na Targu.." - do dziś czytuję bardziej pretensjonalne, choć ten aż piszczy..)
W ramach wykopalisk prowadzonych u rodziców odnalazłem makietę swojego pierwszego tomniku wierszy z przełomu podstawówki i ogólniaka. Samodzielnie sporządziłem całość łącznie z obrazkami i w ogóle wszystkim - czcionka z maszyny do pisania Olympia z 1936 roku. Teksty są straszne - yba nie czytałem ich na głos - brak rytmiki charakterystycznej mi i w ogóle brak.. Ale widać w nich zapowiedź. Natomiast co do warstwy graficznej, to uważam, że i dziś nie mam się czego wstydzić, zwłaszcza że makieta pochodzi z epoki przed komputerową edycją tekstu i obrazu. Tomnik wyszedł jesienią w oszałamiającym nakładzie około stu egzemplarzy, jednak w swoim czasie cieszył się taką popularnością, że do dziś nie mam na półce żadnego egzemplarza. Dwa teksty z tomiku zdobyły I i II nagrodę na jakimś konkursie bodajże w Tarnowie. Phi.. Patrzcie i nabijajcie się do woli..
czwartek, 24 grudnia 2009
Druga połowa XX wieku
wtorek, 22 grudnia 2009
Murzyński kapeć czyli "bambosz"
"Little Boy Blue", Mark Ryden, obrazek zastępczy
Tytułowy "murzyński kapeć" to jedno z wielu haseł, jakie spotkałem w jolce bądź krzyżówce z Przekroju, odpowiedź brzmiała naturalnie: "bambosz". Dziś w jolce było przecudnej urody hasło:
NIE JEŹDZIŁ POCIĄGIEM DO PUCKA
Śmiechu i radości było co niemiara, gdy je w końcu odgadłem, czego i Państwu życzę
poniedziałek, 21 grudnia 2009
8smy z niewyraźną 8semką
wtorek, 15 grudnia 2009
Gram w hockeya u hockneya
sobota, 12 grudnia 2009
Dupa i owrzodzenie, przepraszam - duma i upośledzenie, przepraszam - duma, uprzedzenie i zombie
Natalie Portman (no nie brzydka dziewuszka, ale bez przesady, a po za tym jaka tam z niej aktorka) zagra w nowym filmie "Pride And Prejudice And Zombies" na podstawie powieści Setha Grahame-Smitha łączącej klasyczną historię miłosną z krwiożerczymi potworami.
Jak donosi magazyn "Variety", Portman wcieli się w postać Elżbiety Bennet zabiegającej o miłość podczas walki z zombie.
- Natalie i ja od dawna jesteśmy wielkimi miłośniczkami powieści Jane Austen, a to jest bardzo świeże i prowokacyjne podejście do jej twórczości, chociaż idea zombie biegających po XIX-wiecznej Anglii może wydawać się dziwna, bo nie jestem pewna czy w tamtych czasach już były zombie - mówi producentka Annette Savitch.
Jeach! Nie mogę się doczekać!!
poniedziałek, 7 grudnia 2009
niedziela, 6 grudnia 2009
Marynatki czyli urywki z marynarki
"W antysemickim pochodzie z 1933 r. szedł Żyd, który niósł transparent z napisem: "Precz z nami!" - Victor Klemperer "Notatnik filologa". To, co się zdarzyło przed i w trakcie drugiej ogólnej próby samobójczej wciąż est dla mnie nie pojęte..
Psy dyszą duszą
Wyciłki z gazetonów znalezione w zielonej marynarce. Od czasa do czasa znajdywam jakąś informację, która wydawa mi kuriozalna, interesująca, lub do czegoś potrzebna - wycinam, wyrywam karteluszkę i ląduje ona potem w kieszeni (eśli to koszulina, to grozi jej upranie - te z marynarek przetrwają) albo notatniku, albo cholera wie gdzie. Czasyma je znajdywam, a czasyma giną przemienione nałogową transsubstantacją w filtry lub podkładkę pod numer telefonu, na który nigdy nie zadzwonię.
czwartek, 3 grudnia 2009
środa, 2 grudnia 2009
wtorek, 1 grudnia 2009
Dom zły
„Nie zaczynaj tego czytać jeśli musisz wstać rano!” piszą wydawcy na tylnych okładkach książek. „To polski Stephen King!” piszą, „polski Proust!”, „polska Konopnicka!”.
„Tynieckie „Imię róży”, „nadwiślański „Cichy Don”. O „Domu złym”, najnowszym filmie Wojciecha Smarzowskiego dystrybutor rozpowiada, że to „polski Tarantino” i „bieszczadzkie „Fargo”. Tropów autora „Pulp fiction” doszukać się można jedynie w trupach i nielinearnej narracji a „Fargo” reprezentuje śnieg, zbrodnia i milicjantka spodziewająca się dziecka w tle.
Bracia Coen i Tarantino w swoich filmach pastiszują konwencję przekraczając ramy gatunku, w przypadku zaś filmu Smarzowskiego mamy do czynienia z czystym brudnym i mrocznym thrillerem opowiedzianym najzupełniej serio.
Jesienią 1978 roku do bieszczadzkiej wsi przyjeżdża, by objąć posadę w miejscowym pegeerze zootechnik Edward Środoń (Arkadiusz Jakubik). Zabłąkany pośród deszczu trafia do chałupy miejscowego bimbrownika Dziabasa (Marian Dziędziel). Ten wraz z żoną (Kinga Preis) podejmuje go „czym bimbrownia bogata” i razem w pijanym widzie snują wizje wspólnych interesów, które w lokalnym bagienku łatwo się mogą skończyć tragicznie. Wizyta Środonia u Dziabasów przeplata się z wizją lokalną prowadzoną przez milicjantów pod komendą porucznika Mroza (Bartłomiej Topa) zimą 1982 roku. Coraz bardziej pijani milicjanci w asyście nieprzytomnego prokuratora Tomali (Robert Więckiewicz) próbują zrekonstruować wydarzenia sprzed kilku lat. Jednak nikomu z ekipy śledczej nie zależy na dotarciu do prawdy, gdyż wszyscy uwikłani są w cuchnącą pajęczynę wzajemnych interesów, zatargów i brudnych tajemnic. „Prawda? Nie ma takiej!” – stwierdza porucznik Mróz. To prawda, w dodatku tragiczna w skutkach.
Jeśli ktoś się bawił dobrze na „Weselu” (2004), to w „Domu złym” sobie nie pobryka. Smarzowski przy znaczącym i udanym udziale autora neurotycznych zdjęć Krzysztofa Ptaka i trzasków niepokojącej muzyki Mikołaja Trzaski kreuje mroczną, ciężką psychodramę napędzaną nędznymi pegeerowskimi machlojkami wobec których odrażająca zbrodnia schodzi na dalszy plan. „Dom zły” jest niezły, a nawet bardzo dobry, jednak nie jest to film przyjemny w odbiorze, wciąga bowiem widza w matnię. Wywołuje emocje, które sprawiają, że nie czujemy się komfortowo. Złe emocje. I bardzo dobrze!
Subskrybuj:
Posty (Atom)