piątek, 22 lipca 2011

Szampańskie życie Caspara Hausera




Gdzieś w sieci znalazłem konkurs, w którym można wygrać światłomierz. Wprawdzie bardziej supernowoczesny i w ogóle niż ten, który widać powyżej, ale ten stary weston za to jest elegancki. Zadaniem jest napisać krótkie (ok 250 słów) opowiadanie, w którym padnie zdanie "kiedy zakochałem się w świetle". Hm, kwadrans w kuchni przy stole i oto rzeczone opowiadanie:


Urodziłem się w kraju Króla Słońce, we Francji. Dorastałem pławiąc się w blasku słońca. W jego cieple rosłem, zaokrąglałem się i nabierałem kolorów.
A potem zabrano mnie z jasnych wzgórz i zamknięto w piwnicy. Jednak to wcale nie było takie złe, jak mogłoby się wam wydawać. Młodość spędziłem wylegując się na drewnianym leżaku w wybornym towarzystwie. Mówiono mi, że czekają mnie zaszczyty i chwała. Miałem być na rozdaniach Oskarów i na imieninach papieża. Miałem nadawać imiona okrętom i oblewać zwycięstwa z mistrzami kierownicy. Miałem kąpać się z najpiękniejszymi modelkami i muskać usta najwspanialszych aktorek. Miałem bywać na śniadaniach poetów i malarzy.
I wtedy bąbelki przyszłej sławy uderzyły mi do głowy. Założono mi knebel oraz kaganiec żebym nie eksplodował z dumy. I tak mijał mi czas w chłodnych i zaciemnionych miejscach, aż przyszła chwila wyzwolenia.
Młoda kobieta dotknęła mojej szyi, wzięła mnie pod rękę i zabrała do domu. Zza drzwi słyszałem jak krząta się w kuchni co jakiś czas zaglądając do mnie i gładząc po ramieniu. O dziwo, zamiast płonąc z emocji, z wrażenia robiło mi się coraz chłodniej. Aż wreszcie kobieta otworzyła drzwi i nad moją głową zaświeciło światło. Nie tak jasne, gorące jak słońce, ale światło. Od dzieciństwa nie widziane światło. Wtem zadzwonił telefon.
- Halo. Nie przyjdziesz? Nie dzisiaj? Trudno, może innym razem. –
W każdym razie coś w tym stylu, nie zwracałem uwagi na słowa, pokryty gęsią skórką wpatrywałem się z przejęciem w jasność. I kiedy zakochałem się w świetle
drzwi od lodówki zamknęły mi się przed nosem.


Zobaczymy..

piątek, 8 lipca 2011

(sam sobie) pogrzeb Zembatego (koleżałko, kolego)



zembaty by kresowaty (że autor się znaczy)


"ostatnia posługa"

z żywymi naprzód trzeba iść mówili, lecz
tak złożyło się w tej chwili, że to mój
żywi ciężar niosą, który nie zmalał
ścięty kosą, lecz upadł nisko

z moich ramion kiedy pieczątka
w akcie zgonu wyzbyła mnie spod
życia znamion i niechaj będzie nam
weselej, że ładniej, zgrabniej niż pesele

(każdy wam powie to antenat) brzmi
proste słowo: denat; co mi się zdarzy
teraz- nie wiem, ale obiecam wam psubraty
że nawet w firmie typu niebo pieklił

się będę by tę wieczność ktoś chciał
rozłożyć mi na raty, choć za sztywniaka
teraz robię, stan ten nie powiem,
chwalę sobie, to jasny mnie pierdolnie

szlag, jak sobie czasem nie zapalę,
więc z przyczyn raczej oczywistych
w dół się zapuszczę do smolistych
na paczkę fajek albo dwie; a gdyby

dłużej chcieli mnie, to korzystając z opcji
trupa, powiem - ja tylko palę głupa, bo
kiepskim żartem nie zgrzeszyłem i choć
nie zajdę w poczet świętych, to jest

robaczek uśmiechnięty, któremu dobrą
robię karmę szczątkiem doczesnym, co
szczerbaty, lecz duch mój dalej pośród
was wciąż szczerzył będzie się

zembaty

poniedziałek, 4 lipca 2011

Podatki, ach podatki



ile wynosi podatek od wierszy o podatkach?




choć na głowie korona, płacisz pół miliona




śmierć, śmierdź i jako dodatki płać podatki




również zakonnicy płaczą podatki




jedna z najlepszych kreacji Manna (o, właśnie mówi przez radio)


Chociaż termin rozliczeń już minął, to możemy być pewni, że następny nadejdzie.. Cóż, ponoć śmierć i podatki to jedne, czego możemy być pewni. Aha, no i tego że zima znów zaskoczy drogowców (ale ucieszy kogo? no kogo? - ucieszy amatorów białego szaleństwa oczywiście).