poniedziałek, 23 maja 2011

Cynowe Oko - ale nie cyniczne



autora nie znam, ale wiem, że zdjęcie pochodzi ze słynnego
archiwum Otto Bettmann'a



Majstrując kolaże często sięgam do szuflady umieszczonej tudzież w utwardzonym dysku komputera, tudzież w pudełku z tektury czy w innej teczce. Wyciągam stamtąd zdjęcia bądź obrazki, których autorstwa nie jestem pewien, albo wręcz nie mam o nim zielonkawego nawet pojęcia. Czasem też ktoś znajomy pytał o autorstwo jakiegoś wizualium, a ja bezradnie rozkładałem ręce. Myślałem, że wyszukiwanie po obrazku to szukanie po omacku. Myślałem tak dopóki nie trafiłem na serwis TinEye , po ludzku "Cynowe Oczko". Zasada jest prosta: na stronie we wskazanym miejscu ładujemy obrazek z dysku albo w innym wskazanym miejscu wklejamy bezpośrednią linkę do obrazka, klikamy "szukaj" i po chwili przeglądamy wyniki. A nuż w którymś odnajdziemy informację odnośnie autora. Narzędzie nie jest może doskonałe, ale mi na przykład przydatne. A w napadzie "nudy" można nawet sprawdzić czy ktoś nie "pożyczył" sobie Waszego np. zdjęcia na jakieś swoje konto.
Myślę, że to ciekawe, dlatego też z Wami tym dzielę.

wtorek, 10 maja 2011

Janusz Korczak Zombie



Janusz Korczak Zombie, dziś go zobaczyłem i uśmiałem się jak futro z norek - dawno mi nie zdarzyło od rysunku.

autor - Jacek Świdziński

czwartek, 5 maja 2011

Drezyna z Wierzbowej Dolinki



Edward Gorey (1925 - 2000) odpoczywa z kotami.













Pewnego letniego popołudnia Edna, Harry i Sam wybrali się
w Wierzbowej Dolince na spacer na stację kolei, by zobaczyć,
czy coś się nie dzieje.






Na peronie stały jedynie puste skrzynie. - Patrzcie! - powiedział Harry,
wskazując na drezynę na bocznicy. - Jedźmy na przejażdżkę!






Chwilę później sunęli z zawrotną szybkością po torach. Mała Gracja Zębata,
bawiąc się błotem w własnoręcznie wykopanym dołku, odprowadziła ich
tęsknym spojrzeniem.





Zatrzymali się w najbliższym miasteczku, w Zmyślonych Kątach,
by w sklepie pana Czarciaka kupić wodę sodową i imbirowe ciasteczka.
- Co słychać w Wierzbowej Dolince? - spytał pan Czarciak.
- Nic - odparli.






I znów ruszyli w drogę, a po kilku minutach ujrzeli na polu
płonący dom. - Oj! - rzekł Sam. - Wozy strażackie nie mają
najmniejszych szans, by zdążyć.





Następnego ranka napisali kartki do wszystkich znajomych z opisem
tego, co robią i z informacją, że nie bardzo wiedzą kiedy wrócą.






O 10.17 minął ich Ekspres Doliny Rzepowej. Do okna salonki
przyklejona była czyjaś oszalała twarz.






- Mój Boże! - powiedziała Edna. - To była chyba Nela Błaha. Chodziłyśmy
razem do szkoły panny Dyscypliniarskiej. Ciekawe, co się Neli stało.






W Korzennych Zdrojach natrafili na cmentarz i obejrzeli
groby rodziny matki Harry'ego.






Potem wpadli na fatyganta Neli, Rysia Bylskowszędego, który obsługiwał
miejscowy telegraf. Spytał czy nie widzieli Neli. Był wyraźnie zdenerwowany.






Pod Chrząstkowicami ujrzeli stojącą na urwistym brzegu wspaniałą budowlę.
- To Pałac pod Zerowym Stopniem - rzekł Sam - rezydencja bankiera
Tytusa W. Rejestra. Widziałem zdjęcie w jakimś piśmie.





Kilka dni później minął ich samochód sportowy. Nim zniknął na horyzoncie,
kierowca krzyknął coś na temat Rysia.






Z pozbawionego daty kawałka "Trójkąta z Wierzbowej Doliny", jaki znaleźli
na torach, dowiedzieli się, że Chwiejna Skała wreszcie spadła na rodzinę,
która urządziła sobie pod nią piknik.






W Oślim Uchu odwiedzili kuzynów Edny, Wietrzyków. Pan domu pokazał im
kilka cennych eksponatów ze swojej kolekcji, liczącej ponad siedem tysięcy
szklanych izolatorów ze słupów telefonicznych.





Następnego tygodnia ujrzeli w oddali Górę Kowalą. Za nią
unosiły się czarne chmury.





Nieco później, podczas burzy z piorunami, błyskawica
oświetliła wczołgującą się na nasyp postać.






Minęło kilka miesięcy, ale wciąż nie wracali
do Wierzbowej Dolinki.





W Skurczowie zwiedzili ruiny fabryki octu, ostatniej jesieni
zniszczonej tajemniczym wybuchem.






W Upadłowie uratowali niemowlę, zwisające z haka na worki z listami.





- Toż to wykapana Nela! - zauważyła Edna. Oddali je gospodyni
sierocińca w Kominkowicach.






Z wiaduktu nad Złą Gardzielą dostrzegli leżący w dole wrak samochodu
sportowego. - Nie widzę znajomego Rysia - stwierdził Harry.






W Fiołkowych Zdrojach dowiedzieli się, że pani Regera Niegustowna
nie przyjmuje wizyt. Przez okno podejrzeli jednak biurko, przy którym
zwykła pisywać wiersze.





Jadąc wzdłuż Podmoklanki, minęli jakiegoś mężczyznę w czółnie.
- Wydaje mi się - powiedziała Edna - że mignął mi w fabryce octu.





Między Zachodnim Zgięciem a Penetraliami omal nie przejechali
przywiązanej do torów kobiety. Była nią Nela.





Mimo nalegań, by z nimi została, Nela postanowiła, że wysiądzie
na pierwszym przejeździe, gdzie wsiadła na rower i odjechała.






Wieczorem w Kościele Metodystów w Półkąpieli uczestniczyli
w kolacji składającej się z pieczonej fasoli. - Jest niezła -
stwierdził Sam - ale nie umywa się do fasoli pani Umlaut
z Wierzbowej Dolinki.





Tydzień później zauważyli podobną do Neli postać, spacerującą
po terenie należącym do Chwastoriańskiej Akademii Śmiechu.






W niedzielę po południu ujrzeli Tytusa W. Rejestra, jak w samej
koszuli brnął w Wielkie Bagno Dziewicze.






W Czkawnicy policzyli kule armatnie ułożone w piramidy
na trawniku przed gmachem sądu.






O zachodzie wjechali w tunel pod Żelaznymi Wzgórzami
i nie wyjechali drugim końcem.









Daawno temu wpadłem na prace Edward'a Gorey'a w znakomitym numerze Literatury na Świecie (6/331). Zawsze chciałem podzielić się jego historyjkami, ale nie mogłem dobrze zeskanować stron, a ich podział byłby grzechem co najmniej. Przed Wami "The Willowdale Handcar or The Return of The Black Doll" albo "Drezyna z Wierzbowej Dolinki czyli powrót czarnej lalki" w tłumaczeniu Agnieszki Taborskiej.
(obiecuję zeskanować "Beastly Baby" czyli znakomitego "Bachorka")

środa, 4 maja 2011

Refleks lingwisty




Sprzed chwili, z kuchni - ołówkiem bez skreśleń, na tzw. "setkę".
Nie będę przepisywał, mam nadzieję, że w miarę piszę wyraźnie.

poniedziałek, 2 maja 2011

Doktor Zygfryd Matuszewski



Niemal zapomniałem o doktorze Zygfrydzie Matuszewskim, który był w Związku Radzieckim kilka razy. To jedna z pięciu najśmieszniejszych rzeczy na świecie oraz podręcznikowy przykład poprawnie przeprowadzonego wywiadu.

niedziela, 1 maja 2011

Prognoza pogody



dla równowagi po tym Ibiszu poniżej..

We dwoje przez znoje



dobrana para



w osiedlowym solarium opium
ibisza spotkałem krzysztofa
by przerwać sławy udrękę
poprosił swój biceps o rękę

lecz czarną dostał polewkę
zakwas mlekowy i chorągiewkę
złamaną fakt ten szerokim odbił
się echem bo chytry mięsień

z mannem być wolał wojciechem
ten by się nad nim nie pastwił
w napadach ginekomastii
w morzu by go nie topił potu

i miałby plus sto do polotu
czar par prysł zanim zabłysnął
aż się krzysztof śliną zachłysnął
odgryzł się ręce perełek szczęką

kłapnął zębami nawet nie jęknął
i choć łap przednich liczba jest
jeden wreszcie spokoju nastąpił
eden i fiesty radości zabawa

huczna kiedy prezenter był
skonstatował i w takie oto
myśl ubrał słowo: jedna kończyna
jak inteligencja - nie musi

własna może być sztuczna
tylko czytelnik zapyta słusznie
jaki mnie dotknął mózgu paraliż
że opowiadam na co trafiłem

znów pomyliłem z solarium solaris


Kiedyś mój mamut podczas "czynności służbowych" spotkał autystyczne dziecko typu chłopiec, które ożywiało się jedynie w reakcji na prośbę: "zrób ibisza". Dziecko z pozazdroszczenia godną apatią odnosiło się do świata zewnętrznego żywiołowo reagując wyłącznie na audycje z Krzysztofem Ibiszem, który jak się okazuje potrafi być pożyteczny.