piątek, 22 stycznia 2010

Nowy film braci Coen czyli: Przychodzi goj do dentysty..










„Żaden Żyd nie ucierpiał podczas realizacji filmu” głosi komunikat na samym końcu najnowszego filmu braci Coen „A Serious Man”. Stany Zjednoczone, koniec lat 60’ XX wieku, Żydzi mogą więc spać w miarę spokojnie, ale nie Larry Gopnik (Michael Stuhlbarg), stateczny i nudny profesor matematyki, któremu świat zaczyna walić się na głowę. Żona Larry’ego, Sarah (Jessica McManus) żąda „get” (czego?!), rytualnego rozwodu, by związać się z Sy’em Ableman’em (Fred Melamed), poważnym człowiekiem i przyjacielem rodziny. Córkę, która podkrada ojcu pieniądze interesują tylko wypady na potańcówki, a syn lada dzień będzie miał bar micwę. Prócz tego Larry musi opiekować się swoim starszym, „nieprzystosowanym” bratem Arthur’em, który notorycznie okupuje łazienkę i opętany jest stworzeniem uniwersalnej teorii wszystkiego. Na domiar złego antena telewizyjna ciągle się psuje, sąsiad faszysta zawłaszcza trawnik, koreański student próbuje szantażem wymusić promocję do następnej klasy a komisja uniwersytecka mająca zdecydować o przyznaniu Larry’emu pełnego etatu zasypywana jest oczerniającymi go anonimami. A przecież Larry, jak sam powtarza – „niczego nie zrobił”.

Cóż, wygląda na to, że Larry jest dalekim, amerykańskim krewnym Hioba, na którego głowę bez konkretnej przyczyny bóg zesłał nieszczęścia, a film braci Coen jest przypowieścią na temat żydowskich przypowieści, z których pierwsza, o dybuku, szpikulcu do lodu (a wiadomo do czego służy on w kinie) i roztropnej żonie rozgrywa się pod Lublinem w początkach XX wieku. „A Serious Man”, jak to u Coen’ów pełen jest nawiązań i cytatów skrzętnie poukrywanych; jak ten gdy profesor Gopnik stanowczo odmawia posłuchania płyty „Abraxas” Santany (abraxas jest gnostyckim imieniem boga), bądź bardziej jawnych, jak trąba powietrzna, pod postacią której bóg ukazał się Hiobowi, by oświadczyć mu, że nie ma zamiaru tłumaczyć się z udręk, jakie na niego zesłał. Larry, podobnie jak starotestamentowy nieszczęśnik stara się dociec źródła katastrof, z pomocą mędrców rabinów odczytać znaki, jakie daje mu hashem (u Izraelitów w potocznych rozmowach jest to zamiennik niewymawialnego imienia boga), jednak „niezbadane są ścieżki pana”.

Mottem filmu jest hasło „ze skromnością przyjmuj wszystko, co ci się przytrafia”, cytat z XI – wiecznego żydowskiego „mistrza zen”, rabina Szlomo Jicchakiego, autora najsłynniejszych komentarzy do Tory, który jednak zawsze, podobnie jak autorzy filmu, powstrzymywał się od wykładni mistycznych bądź moralizatorskich. Bracia Coen nie robią złych filmów – nie wiedzą jak. Tym razem czarną i gorzką komedią po raz kolejny potwierdzają swoją nieudolność w tej dziedzinie.

2 komentarze:

  1. Cudeńko. Obejrzałam jakieś dwa dni temu w ramach gramatyki opisowej języka polskiego (tzn. tak sobie mówię).

    OdpowiedzUsuń
  2. taa.. i ta karykaturalnie ogromna tablica, na której Gopnik zapisuje wzory objaśniające cały wszechświat.. jednak nie dające odpowiedzi na pytanie, dlaczemu pewne rzeczy po prostu się dzieją się w jego życiu.
    ech, tragikomiczne.
    ha! wiedziałam, że coś z ta płytą Satana jest nie tak.. merci, że oko moje otwarłeś..
    a ta sąsiadeczka kusząca to nawiązanie do Batszeby i króla Dawida, tak mnie się wydaje.
    film bazuje częściowo na eksperymencie Schroedingera - znaczy się, że niektóre sytuacje w życiu mogą byc nieokreślone i dopóki nie poznamy pełnego znaczenia, możemy je dowolnie interpretowac.
    iii jeszcze zasada nieokreślności - im bardziej, szczegółowiej chcesz coś poznac, zbadac, tym bardziej to wymyka się spod kontroli, nie można tego czegoś racjonalnie ocenic, zinterpretowac..
    podobał się, bardzo.
    bosko analizujesz i wychwytujesz niuanse, wyprany z emocji kinomanie ; ) dzięki Tobie zrozumiałam parę rzeczy.

    OdpowiedzUsuń