czwartek, 5 maja 2011

Drezyna z Wierzbowej Dolinki



Edward Gorey (1925 - 2000) odpoczywa z kotami.













Pewnego letniego popołudnia Edna, Harry i Sam wybrali się
w Wierzbowej Dolince na spacer na stację kolei, by zobaczyć,
czy coś się nie dzieje.






Na peronie stały jedynie puste skrzynie. - Patrzcie! - powiedział Harry,
wskazując na drezynę na bocznicy. - Jedźmy na przejażdżkę!






Chwilę później sunęli z zawrotną szybkością po torach. Mała Gracja Zębata,
bawiąc się błotem w własnoręcznie wykopanym dołku, odprowadziła ich
tęsknym spojrzeniem.





Zatrzymali się w najbliższym miasteczku, w Zmyślonych Kątach,
by w sklepie pana Czarciaka kupić wodę sodową i imbirowe ciasteczka.
- Co słychać w Wierzbowej Dolince? - spytał pan Czarciak.
- Nic - odparli.






I znów ruszyli w drogę, a po kilku minutach ujrzeli na polu
płonący dom. - Oj! - rzekł Sam. - Wozy strażackie nie mają
najmniejszych szans, by zdążyć.





Następnego ranka napisali kartki do wszystkich znajomych z opisem
tego, co robią i z informacją, że nie bardzo wiedzą kiedy wrócą.






O 10.17 minął ich Ekspres Doliny Rzepowej. Do okna salonki
przyklejona była czyjaś oszalała twarz.






- Mój Boże! - powiedziała Edna. - To była chyba Nela Błaha. Chodziłyśmy
razem do szkoły panny Dyscypliniarskiej. Ciekawe, co się Neli stało.






W Korzennych Zdrojach natrafili na cmentarz i obejrzeli
groby rodziny matki Harry'ego.






Potem wpadli na fatyganta Neli, Rysia Bylskowszędego, który obsługiwał
miejscowy telegraf. Spytał czy nie widzieli Neli. Był wyraźnie zdenerwowany.






Pod Chrząstkowicami ujrzeli stojącą na urwistym brzegu wspaniałą budowlę.
- To Pałac pod Zerowym Stopniem - rzekł Sam - rezydencja bankiera
Tytusa W. Rejestra. Widziałem zdjęcie w jakimś piśmie.





Kilka dni później minął ich samochód sportowy. Nim zniknął na horyzoncie,
kierowca krzyknął coś na temat Rysia.






Z pozbawionego daty kawałka "Trójkąta z Wierzbowej Doliny", jaki znaleźli
na torach, dowiedzieli się, że Chwiejna Skała wreszcie spadła na rodzinę,
która urządziła sobie pod nią piknik.






W Oślim Uchu odwiedzili kuzynów Edny, Wietrzyków. Pan domu pokazał im
kilka cennych eksponatów ze swojej kolekcji, liczącej ponad siedem tysięcy
szklanych izolatorów ze słupów telefonicznych.





Następnego tygodnia ujrzeli w oddali Górę Kowalą. Za nią
unosiły się czarne chmury.





Nieco później, podczas burzy z piorunami, błyskawica
oświetliła wczołgującą się na nasyp postać.






Minęło kilka miesięcy, ale wciąż nie wracali
do Wierzbowej Dolinki.





W Skurczowie zwiedzili ruiny fabryki octu, ostatniej jesieni
zniszczonej tajemniczym wybuchem.






W Upadłowie uratowali niemowlę, zwisające z haka na worki z listami.





- Toż to wykapana Nela! - zauważyła Edna. Oddali je gospodyni
sierocińca w Kominkowicach.






Z wiaduktu nad Złą Gardzielą dostrzegli leżący w dole wrak samochodu
sportowego. - Nie widzę znajomego Rysia - stwierdził Harry.






W Fiołkowych Zdrojach dowiedzieli się, że pani Regera Niegustowna
nie przyjmuje wizyt. Przez okno podejrzeli jednak biurko, przy którym
zwykła pisywać wiersze.





Jadąc wzdłuż Podmoklanki, minęli jakiegoś mężczyznę w czółnie.
- Wydaje mi się - powiedziała Edna - że mignął mi w fabryce octu.





Między Zachodnim Zgięciem a Penetraliami omal nie przejechali
przywiązanej do torów kobiety. Była nią Nela.





Mimo nalegań, by z nimi została, Nela postanowiła, że wysiądzie
na pierwszym przejeździe, gdzie wsiadła na rower i odjechała.






Wieczorem w Kościele Metodystów w Półkąpieli uczestniczyli
w kolacji składającej się z pieczonej fasoli. - Jest niezła -
stwierdził Sam - ale nie umywa się do fasoli pani Umlaut
z Wierzbowej Dolinki.





Tydzień później zauważyli podobną do Neli postać, spacerującą
po terenie należącym do Chwastoriańskiej Akademii Śmiechu.






W niedzielę po południu ujrzeli Tytusa W. Rejestra, jak w samej
koszuli brnął w Wielkie Bagno Dziewicze.






W Czkawnicy policzyli kule armatnie ułożone w piramidy
na trawniku przed gmachem sądu.






O zachodzie wjechali w tunel pod Żelaznymi Wzgórzami
i nie wyjechali drugim końcem.









Daawno temu wpadłem na prace Edward'a Gorey'a w znakomitym numerze Literatury na Świecie (6/331). Zawsze chciałem podzielić się jego historyjkami, ale nie mogłem dobrze zeskanować stron, a ich podział byłby grzechem co najmniej. Przed Wami "The Willowdale Handcar or The Return of The Black Doll" albo "Drezyna z Wierzbowej Dolinki czyli powrót czarnej lalki" w tłumaczeniu Agnieszki Taborskiej.
(obiecuję zeskanować "Beastly Baby" czyli znakomitego "Bachorka")

6 komentarzy:

  1. łał, podoba mi się to :)
    (koniecznie zeskanuj)
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, to jest to co lubię;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć 8smy!
    Fajny blog. Wrzucam go do obserwowanych :) Gratuluję talentu, gustu, humoru i czego tam jeszcze chcesz ;)
    Trzymaj się chłopaku! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam BACHORKA! Cudowna opowiastka. Ta również. Czuję się przyjemnie (dla odmiany) zlękniona.

    OdpowiedzUsuń