wtorek, 23 listopada 2010

The Walking Dad



Kiedyś trupy nie dość, że chodziły to eszcze elegancko ubrane




..teraz już tylko tatuś idzie (tu eszcze jedzie)


Nie oglądam seriali.
Wyjątkiem est "The Simpsons", ale to beczka zupełnie inna, w dodatku pełna śmiechu i nie wymagająca pilnego śledzenia każdej z teraz już dwudziestu dwu serii.
Niedawno (31 października) pojawił się nowy serial, któremu postanowiłem się przyjrzeć - "The Walking Dead" - wiadomo: zzombifikowana Ameryka, te sprawy i kusząca perspektywa zaledwie sześciu odcinków plus interesujący trailer i bardzo udany komiks Robert'a Kirkman'a oraz Tony’ego Moore’a, na którym bazowali twórcy.
Pierwszy odcinek zaiste był wielce udatny. Prowincjonalny glinarz Rick dostaje kulkę i ląduje w szpitalu, gdy odzyskuje przytomność okoliczne okolice wyścielone są zwłokami, a żeby było śmieszniej i straszniej niektóre z nich paradują w najlepsze prezentując dumnie różne stadia rozkładu i wydając dźwięki mogące śmiało zapewnić im posadę spikera na większości stacji kolejowych w Polsce (inna sprawa, że już od dłuższego czasu podejrzewałem, że PeKaP pospołu z Pocztą Polską w ramach jakiejś dziwnej polityki kadrowej zatrudnia zombie, najprawdopodobniej karmiąc je mózgami zarządu wspomnianych firm - stąd ich nieustanny rozwój i podnoszenie jakości usług). Niezdrów eszcze i skonfudowany zastanymi okolicznościami Rick stara się odnaleźć swą żonę i syna. Całkiem logicznie zaopatruje się w sprzęt na posterunku policji i rusza w drogę autem, a gdy kończy mu się paliwo przesiada się na napędzanego trawą rumaka.
Potem est już tylko gorzej. Dzielny dzielnicowy dociera do Atlanty, gdzie tłum zombie się kłąbi niczym nie-idioci pod Media Markt w dzień wyprzedaży. Rick częstując nieumarłych koniną wczołguje się do czołgu, z którego nie wiedząc co począć musi się ucieczką salwować (hm, taki abrams ma karoserię, której żadne nie przegryzie zombie, całkiem łatwo się go prowadzi - zwłaszcza gdy nie trzeba uważać gdzie się jedzie, no i taki drobiazg, że bronią est wyładowany od gąsienicy po lufę). Potem okazuje się, że w Atlancie (pół miliona mieszkańców/dane sprzed zombie) nie można znaleźć działającego samochodu (est jeden, ale tak daleko, że trzeba się przebrać za trupę żywych trupów, żeby się doń dostać), broni (pomijając ten cholerny czołg, z pół tuzina wojskowych ciężarówek i wielki supermarket, w którym niewątpliwie est dział sportowy zaopatrzony po zęby w przeróżne zabawki, o spluwach nie wspominając - w Georgii trza mieć 18 lat i chęć posiadania gnata, by go sobie mieć) i innych fajnych gadgetów. Dalej est eszcze lepiej - postępowanie bohaterów, z początku tak racjonalne, zaczyna przypominać kruka z czołówki serialu, który z ponurym skrzekiem wydziobuje oko temu misiu, co na asfalcie leży. Pluszowemu misiu. No dobra, ale kruk ma ptasi móżdżek, a widz zaczyna się irytować, że est traktowan w podobny sposób. Pomijam fakt, że zombie ex machina potrafią dopaść ocaleńców w strzeżonym obozowisku bezszelestnie pokonując drut-potykacz podłączony do alarmowych dzwonków, no ale latynoski gang (notabene uzbrojony lepiej niż polska policja) domagający się tak deficytowej w stolicy stanu (a komisariaty chociażby?) torby borby z pięcioma flintami, który okazuje się siostrami miłosierdzia opiekującymi się domem starców przypominających zombie??? Co dalej? Wędrowny gang motocyklowy Bandyci Dzieciątka Jezus głoszący słowo boże wśród zombie? Zostały dwa odcinki - obejrzę do końca i pozostanę raczej przy pełnometrażowych produkcjach, bo widzę, że im dalej w las, tym więcej zombie dobrało się do mózgów scenarzystów zmieniających postapokaliptyczny horror obyczajowy w familijny kolacyjniak. To już mniej "The Walking Dead", bardziej "Walking Dad" (zwłaszcza biorąc pod uwagę niemożność znalezienia działającego automobilu w bynajmniej najmniej zmotoryzowanym kraju na świecie).
Czekam eszcze na scenę, w której zombie ogryzie paznokcie synowi głównego bohatera, na co zainfekowany malec zawoła: "Oh daddy! I'm deady!".

5 komentarzy:

  1. czyli bezczeszczą świetny komiks, szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wolałbym serial z Karlofferem.

    OdpowiedzUsuń
  3. ej, anonimowy - nie est tak źle - tylko logika zachowań bohaterów siada, a to co nieco widzowi urąga..
    mazol - też bym wolał z karlofem, że o pijanym jak bela lugosi'm nie wspomnę;)

    OdpowiedzUsuń
  4. no tak, reżyserzy i scenarzyści chamerykańscy często mają widza za połowę głowy.
    w komiksie zaczarowała mnie wielowymiarowa fabuła, cholernie mocno zarysowane charaktery bohaterów, częste elementy zaskoczenia... i chyba sobie podaruję serialik.

    OdpowiedzUsuń
  5. słyszałem o jednym i o drugim. gdzie lecą?

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń