sobota, 7 sierpnia 2010

Uczniak czarnoksiężnika



powyżej: Nicholas Cage jako nauczyciel ucznia czarnoksiężnika zamieniony za karę za ostatnie role w mysz, która śmieje się niczym Macierewicz do sera..


Czy Nicholas Cage potrafi nas jeszcze oczarować? Nie czarujmy się, czar zawadiackiego przystojniaka prysł już dawno. Od dłuższego czasu Cage czaruje widzów jedynie zbolałą miną i psim spojrzeniem rodem ze schroniska pod brwiami Sylvestra Stallone. Coraz słabiej wychodzi mu też zaklinanie czarodziejskich skrzynek box office’ów, nawet pod magiczną różdżką reżysera Jon’a Turteltaub’a odpowiedzialnego za przebojowe „Skarby Narodów” (również z Cage’m jako „sukcesorem” Indiany Jones’a). Disney’owski „Uczeń czarnoksiężnika” nie jest jednak do końca nieudanym zaklęciem – przynajmniej podczas seansu widzowie nie klną zgrzytając zębami.

W „Uczniu czarnoksiężnika” (luźno nawiązującym poszczególnymi scenami do disney’owskiej klasycznej „Fantazji” z 1940r.) Balthazar Blake grany przez Nicholas’a Cage’a jest uczniem czarnoksiężnika i to nie byle jakiego, bo najpotężniejszego z magów – samego Merlina. Merlin jednak zostaje zdradzony przez swego drugiego ucznia, Maxim’a Horvath’a (świetny Alfred Molina rozgrywający węgierskość swojej postaci a’la Stefan Batory w stroju Wokulskiego), który przeszedł na ciemną stronę czarnej magii, pod skrzydła złowrogiej Morgany Le Fay pragnącej, jak każdy szanujący się Zły władzy nad światem i zagłady rodzaju ludzkiego. Z pomocą trzeciego ucznia Merlina, pięknej Veroniki (bella Monica Bellucci) Balthazar’owi udaje się uwięzić Morganę wraz z Horvath’em w przypominającej matrioszkę kapsule. Merlin umierając zleca Balthazar’owi poszukiwanie, a jakże – Wybrańca, który będzie władny zabić Morganę i oczywiście uratować świat. Blake przez tysiąc lat poszukuje Jedynego, aż wreszcie trafia na niego zupełnie przypadkiem w Nowym Jorku na przełomie mileniów. Zbawicielem jest dziesięcioletni Dave (Jay Baruchel), który ledwo uchodzi z życiem ze starcia Balthazar’a z Horvath’em.

Dziesięć lat (i setki godzin psychoterapii po traumatycznym przeżyciu z dzieciństwa) później Dave zgłębia bardziej racjonalną wiedzę tajemną – fizykę, lecz dwaj potężni magowie nie pozwolą zapomnieć mu o jego przeznaczeniu. I tak mimo początkowego sceptycyzmu, Dave zostaje tytułowym uczniem czarnoksiężnika a jego trening nasuwa skojarzenia ze szkoleniem Jedi z „Gwiezdnych wojen” (notabene pojawia się całkiem zabawny żart a’propos). Naukę kiełznania Mocy przeplata Dave’owi zdobywanie serca ukochanej z dzieciństwa Becky (Teresa Palmer), spektakularne gonitwy w i ponad kanionami nowojorskich ulic, slapstikowo-musicalowe wtręty ze wspomnianej już „Fantazji”, wielka draka w chińskiej dzielnicy z zionącym ogniem smokiem w roli głównej oraz konstruowanie w ramach uniwersyteckiego eksperymentu śpiewającej cewki Tesli. A wszystko to ze średniej lekkości wdziękiem, lecz bez większych filmowych wpadek, prowadzi do obowiązkowego w wytwórni Disney’a szczęśliwego zakończenia, w którym fizyka staje ramię w ramię z magią.

Arthur C. Clarke powiadał, że „odpowiednio zaawansowana technika jest nieodróżnialna od magii”. W „Uczniu czarnoksiężnika” okazuje się, że ze sztuką magiczną śmiało może konkurować słynna cewka Tesli. A Tesla? Cóż, bohater grany przez Michael’a Caine’a, zapytany w znakomitym „Prestiżu” Christpher’a Nolan’a czy Nikola Tesla to jakiś magik, odpowiedział z powagą i pełnym przekonaniem „nie, to prawdziwy czarodziej”. Ale to już zupełnie inna jest bajka.

8 komentarzy:

  1. e nie nie, ptak nasrał na Anioła, kiedy on wcześniej z panem Antonim coś gawędził..ale to jego spojrzenie, gdy rozgląda sie i z taka satysfakcją mówi: "Murzyn zrobił swoje..." po czym no mistrzostwo! Poza tym o zasłonach: "Pani powiesiła brązowe, a wszyscy maja zielone...i jak to teraz wygląda? jak gówno w lesie" :) ah ah! Szkoda, że już nieżywy z niego Anioł...
    A "Ucznia Czarnoksiężnika" miałam zobaczyc wczoraj z braku laku (bo na Incepcję się spóżniłam) ale jednak licho mnie poniosło na "Projekt: dziecko" po czym wyszłam z kina zalewając się łzami, że 22 złote można było wydać na piwo, a nie na tak durny film :( nie oglądaj!!! a jak już, to wejdź na gapę, nie płać za to dziadostwo!!! przestrzegam!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. A Nikolasa Kejdża nigdy nie lubiłam :( natomiast na plakatach podoba mi się sukienka belli Moniki!

    OdpowiedzUsuń
  3. W pejn bola to grali moi sąsiedzi jakem jeszcze w ju kej mieszkała dawnymi czasy, mieli taki zwyczaj, że kilkoro stało w oknach z ''karabinami'' a reszta domownikow biegała po ogrodzie jako ruchome cele. I to nie była żadna rozwydrzona ''muodzież'' jeno ludzie dobrze po 50 tce.

    O, a taki film będzie z Adamczykiem, co to papieżowe auto mają...jakaś zapowiedź wczoraj była.

    OdpowiedzUsuń
  4. a mnie jeszcze babcia zabierała do muzeum, gdzie na parterze były wypchane zwierzaki- i miałam swoją ulubioną wypchaną sarnę, której nie można było pogłaskać (babcia mówiła że jak ją dotknę to włączy się alarm)...i kiedyś nie powstrzymałam się i jak nikt nie widział to wygłaskałam tę sarnę aż się z niej ta sierść sypała :) i nic nie zadzwoniło ]:->
    od tej pory lubię sobie czasem coś pomacać w muzeum, albo chociaż powąchać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ooo polizać...nieźle! od sądu ostatecznego to ja bym kawałek ramy odgryzła!

    OdpowiedzUsuń
  6. http://www.youtube.com/watch?v=IGuI9EKO0HA

    OdpowiedzUsuń
  7. panie, masz bana na digarcie?!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cage powinien nosic przydomek "zbolała facjata" : )
    zapomniałeś tylko dodac, że jak zawsze w holiłudzie, musi byc śpiewka o wierze w siebie i swe zacne możliwości, wtedy każda przeszkoda jest do pokonania ; ))
    nie lubię Disneya, jak chlorella... największym plusem tego filmu jest A. Molina.

    bo Tesla to czarodziej : ))
    zrobiłam kiedyś swoją mini cewkę, wyobraź sobie, że działała.. i nawet udało mnie się przeżyc ; )
    mam gdzieś nawet fotencje pamiątkowe mojego małego dziecka, ach..

    OdpowiedzUsuń