wtorek, 26 października 2010

Essential killing







Rad jestem, że Jerzy Skolimowski odłożył farby i pędzle i wrócił do tworzenia obrazów na płótnie celuloidu. Po intymnych i wbrew pozorom czułych „Czterech nocach z Anną”, „Essential killing” przynosi sporą dawkę przemocy (wobec braku alternatywy dla anglojęzycznego tytułu dobrze, że dystrybutor nie pokusił się o spolszczenie). Film opowiada historię mudżahedina, który po ataku na amerykańskich żołnierzy zostaje pojmany, przesłuchiwany („waterboarding” na dobre już zajął miejsce niegdysiejszych stuwatowych żarówek i obcęgów do wyrywania paznokci) i wreszcie przewieziony do któregoś z tajnych amerykańskich więzień, w tym przypadku znajdującego się w Polsce. My to wiemy, rozumiemy bowiem mowę postaci pojawiających się w filmie, ale dla zagranicznego widza jest to po prostu – gdzieś, w innym kraju. Dlatego też irracjonalne zdają się zarzuty stawiane przez niektórych polityków, że Skolimowski identyfikuje nasz kraj jako miejsce przetrzymywania osób uznawanych przez Amerykanów za terrorystów. Pomijając „licentia poetica” reżysera, to nie jest film polityczny, to dramat obyczajowy. Bezimienny więzień korzystając z wypadku podczas transportu ucieka w zaśnieżony las. Po chwili zdaje sobie jednak sprawę z tego, że bosy, skuty kajdankami i odziany tylko w czerwony więzienny drelich nie ma najmniejszych szans w środku zimy. Postanawia więc wrócić i się poddać. Jednak okazja czyni złodzieja, a instynkt zabójcę i tak rozpoczyna się drugi etap ucieczki obcego w obcym kraju. Ucieczki, która nie prowadzi do celu, lecz jest celem samym w sobie. Ceną za wolność, za przeżycie jest jednak śmierć zadawana by móc brnąć dalej.

Głównym atutem „Essential killing” jest Vincent Gallo, którego mudżahedin zabłąkany pośród polskiej zimy jest do bólu minimalistyczny, wyobcowany i skondensowany do jednego celu. Do przeżycia. Skolimowski nie wartościuje, nie ocenia, nie waży dobra i zła. Reżyser pokazuje wycinek historii jednego więźnia, któremu los pokazał okno ucieczki a instynkt kazał rzucić się przez nie na łeb, na szyję. Ścigający go żołnierze nie są okrutnymi maszynami do zabijania, po prostu wykonują swoją robotę. To samo robi uciekinier – ucieka, starając się za wszelką cenę przeżyć. To prosta historia pięknie sfilmowana przez Adama Sikorę ze znakomitą muzyką Pawła Mykietyna. Dla niektórych nawet zbyt prosta, a jednocześnie trudna, bo nie dająca widzowi łatwych rozwiązań, odpowiedzi, nie sugerująca ocen. Ciekawym motywem było także obsadzenie przez reżysera w jednej z ról Emmanuelle Seigner, co mogłoby wydawać się dość karkołomnym pomysłem, jednak scenarzyści wybrnęli zeń znakomicie. „Essential killing” to poetycki thriller o uciekinierze, któremu bliżej jednak do „Uciekającego pociągu” Konczałowskiego niż do „Ściganego” i widz, który przymknie oko na bynajmniej nienachalną symbolikę „wolnościową” otrzyma pięknie sfilmowany, niejednoznaczny film drogi. Drogi przez zimowy las.

(p.s. nie wiem jak jest w przypadku innych kopii, ale ta, którą widziałem w kinie miała wklejoną, niemal podprogową klatkę z gołą babą, coś w stylu żartu Tyler’a Durden’a z „Fight Club” – wątpię jednak by był to zamysł montażysty)

3 komentarze:

  1. ja w tym tygodniu wybrałam Chrzest :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chrzest to zestaw kiczowatych obrazków z zaskakującym, przygnębiającym finałem. Można w sumie, że płytka symbolika i sztuczne story, ale mnie wzięło. Myślę, że warto zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń