niedziela, 5 lipca 2009

Haust Holokaustu na niewąskiej Szerokiej


etsem bez wina lecz nie estem bez winy



jednak mają coś na sumieniu



yeti nie żyje i leży na nowym kirkucie



nie zawsze musi być "do gazu"


Jak zwykle o tej porze roku starsi bracia we wierze, przedstawiciele tak zwanego wyznania handlowego, starozakonni, lub jak słynący z przysłowiowej wręcz tolerancji nadwiślański lud zwykł mawiać - Żydy opanowały ulicę Szeroką, by tańcem i śpiewem, myślą, uczynkiem i pożądaniem chwalić pana i napychać kabzy lokalnym restauratorom. Jak zwykle cały w skowronkach (i pewnie innych małych ptaszkach), podekscytowany i przejęty perspektywą spędzenia rozkosznie ciepłego wieczoru w radosnym tłumie roztańczonych bliźnich złaknionych kontaktu z kulturą mniejszości narodowej udałem się w przeciwnym kierunku. Właściwie w zupełnie przeciwną stronę, ponieważ kierując organizm w stronę Rynku wylądowałem w Łodzi. W Łodzi Kaliskiej, która dziwnym zrządzeniem i zrzędzeniem losu znajduje się w Krakowie na Floriańskiej 15. Oczywiście pod ziemią. Pod ziemią obiecaną- tą ziemią, by korzystając z taniej figury retorycznej pozostać w obrębie skojarzeń. W Łodzi, jak to w Łodzi - Maraszek, co z miasta Łodzi pochodzi interesem zawiaduje zabawiając barmaństwo otępiałe brakiem klienteli.
Mnóstwo łyków piwa później wylądowałem jednak na Szerokiej, która jak długa (ale nie długa, jak Długa czy nie daj boże Lea) i szeroka pokryta była starannie tłuczonym szkłem (nie starannie tłuczonym, tylko starannie pokryta), warstwą surowców wtórnych, która niejednego zbieracza miejskiego runa przyprawiłaby o zawrót głowy, niedopałków, ulotek i walających się wszędzie napletków. A nad wszystkim, niczym duch ponad wodami unosił się fetor iudaica i echo jankielowskich cymbałów. Rzut oka, wyrzut sumienia, łyk piwa, (nie?)przypadkowe Mouminie spojrzenie na dobranoc i udałem się na niczym niezasłużony spoczynek, by paść w muskularne, choć czułe ramiona tego starego Żydego Morfeusza i zasnąć snem sprawiedliwego wśród narodów świata śniąc sny o dumnie sterczących piersiach sefardyjskich sziks*.
Szalom alejchem, szoah, szafot, szarawary, szofar, szafa, szybkowar..
Mazel tow i darz bóbr.. Przepraszam- bór..


*(żeby nie było: - Wśród ortodoksyjnych Żydów termin sziksa używany jest także na określenie młodej Żydówki nieprzestrzegającej żydowskich nakazów religijnych)

3 komentarze:

  1. krajobraz po bitwie i masowe obżydzenie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. fascynujące..
    cóż za nonszalancja, Chłopaku, chowaj to futro wychodzące spod koszulli!
    "papierza" - to jakaś papierowa odmiana byc musi..
    "by paść w muskularne, choć czułe ramiona tego starego Żydego Morfeusza i zasnąć snem sprawiedliwego wśród narodów świata śniąc sny o dumnie sterczących piersiach sefardyjskich sziks" uśmiałam się.. po raz wtóry czytając Cia : )
    lubię ludzi z dystansem. ludzi, których tematy "tabu" nie ruszają. lubię, kiedy ludzie są dyskretni, choć otwarci jak cholera.
    szkoda.
    ano szkoda, że tak mało ludzi z dystansem jest.

    OdpowiedzUsuń