piątek, 12 marca 2010

Tele - funk -en


(ja na ilustracji pio)


Po raz kolejny zatelefonowała do mnie przemiła pani z biura obsługi mojego operatora telefoniczności komórczanej. Jako że miałem chwillę, w przypływie dobrego nastrojego pozwoliłem sobie wysłuchać jakąż to niesamowitą ofertę zgotowała mi firma. Pani przedstawiła się, po czym jęła "z głowy, czyli z niczego" recytować magiczną formułkę oferty. Na takie zaklęcia aż chce mi się zakląć, więc poczekałem aż nabierze powietrza i poprosiłem by potocznym językiem powiedziała mi w czym rzecz. Pani żachnęła się lekko zbita z pantałyku, ale stanęła (poniekąd) na wysokości zadania. Zastosowała szyk przestawny zdań i powiedziała mi dokładnie to samo inaczej rozkładając akcenty "niesaamowitej oferty", płętując to, a jakże stwierdzeniem "Czyż to nie wspaniałe?!". Cudowne. Zapytałem panią, jaki w tej chwili mam abonament, na co pani stwierdziła, że nie wie, ale nowa "przygotowana specjalnie dla mnie" oferta na pewno jest korzystniejsza, po czym ponownie starała się wyrecytować wykuty zestaw fraz z pamięci (a raczej z tej części pamięci, która pozwala torturowanym na tyłach wroga żołnierzom recytować jedynie imię, nazwisko, stopień wojskowy, numer buta i kierunkowy do Elbląga). Pomijam dalszą część rozmowy, w której próbowałem dowiedzieć się skąd pani wie, że (nie znając parametrów dotychczasowego abonamentu) nowy będzie lepszy. Doszliśmy do punktu, w którym zwróciłem pani uwagę zauważając (cały czas w niezmiernie grzeczny sposób), że oferta, która jest mi prezentowana w gruncie rzeczy polega na tym, że płacąc wyższy (niewiele wprawdzie) abonament, w zamian będę miał za to tyle samo minut (nawet biorąc pod uwagę niuanse w ich podziale na poszczególne sieci). Pani znów wyskoczyła z klepaniem pacierza oferty, ale twardo, aczkolwiek bardzo grzecznie poprosiłem ją, by wyjaśniła mi czemu mam płacić więcej (z własnej woli) za dokładnie to samo, co mam teraz. I tu pani ponownie próbowała, a ja ponownie ją zapytałem, po czym pani spłoszyła się niczym przebrana za rokokową latarnię (sic!) Anna Fotyga na orgii u markiza de Sade zapytana po francusku o ofertę zwiększenia darmowych minet i gwałtownie pożegnała się życząc mi miłego łykędu.

Hm, zakończenie rozmowy przez konsultanta (po 3min 48sek), nie zaś klienta uchodzi ponoć za niemałą fopę i nieprofesjonalizm. Mimo wszystko mam nadzienie, że łykęd będę miał udany, a jako, że podobna oferta została mi przedstawiona po raz wtóry (poprzednio nudziłem się w pociągu, więc była okazja wysłuchać) może jednak dam się skusić..

6 komentarzy:

  1. Mniej więcej miesiąc temu zapytałam panią (przypuszczam, że tę samą) dlaczego dzwoni do mnie w chwili, kiedy po całym tygodniu roboty delektuję się piątkowym obiadem, tym bardziej, że odmówiłam już owego dnia trzem konsultantom owej telefonii. Pani nie potrafiła odpowiedzieć na to proste pytanie, ale już nie dzwoni. Została tylko konsultantka banku, która raz w tygodniu próbuje na mnie wymusić zaakceptowanie faktu, że czasami potrzebuję więcej gotówki, a co za tym idzie, przygotowanej specjalnie dla mnie pożyczki.

    OdpowiedzUsuń
  2. A widzisz drogi kolego, mnie jakoś ten nowy Jarmusch zachwycił, złapał za serce:)

    OdpowiedzUsuń
  3. cóz, to ich praca, sprzedają Ci potrzeby.Dlatego zwykle na reklamach widać pólnagą laskę.Jesteś jednym z trudniejszych klientów, ale zobacz też, w jaki sposób marnujesz czas tych ludzi. a może i nie - ostatecznie, gdybyś podziękował na wstępie, laska musiałaby zadzwonić do dziesięciu osób więcej.Dzięki Tobie, jakoś to leci :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Grzesiu minut :)
    znajdź błąd :) chyba że umieszczenie zamierzenie celowe:)

    OdpowiedzUsuń
  5. "a raczej z tej części pamięci, która pozwala torturowanym na tyłach wroga żołnierzom recytować jedynie imię, nazwisko, stopień wojskowy, numer buta i kierunkowy do Elbląga" - padłam : )) haha
    nie lubię, jak ktoś mnie molestuje przez telefon.. i nie miałabym do tej pani tyle cierpliwości, co Ty. oj, zła baba ze mnie, zła.

    OdpowiedzUsuń
  6. zapomniałam dodac, że na łobrazku widac Twój (zielony?) odwieczny atrybut ; ) chlorella, ja też nie umiem się rozstawac się z łoczem.. a szczęśliwi czasu nie liczą, podobno (sic!).

    OdpowiedzUsuń