środa, 5 sierpnia 2009
Same piątki w tygodniu
W nieco ponad tydzień przeczytałem byłem wszystkie Piątki. Tomasze Piątki. No może nie wszystkie, bo "Heroinę" czytałem dawno temu, pewno w 2002 r. a "Żmije i krety" w połowie lutego (glutego właściwie, bo przeziębiony byłem i zimno i z nosa mi glut z ciekawości wyglądał, żeby zobaczyć, czemu tak zimno - to tak, żeby wpisać się w skojarzeniowość pana Piątka, choć właściwie nie za zbytnio wpisywać się muszę, bo samemu mam podobne natręctwa języczane). No i taki to tydzień z Piątków. Z każdego Piątka w tygodniu coś sobie znalazłem: zdanie, frazę, scenę, obraz - obrazę. No może najmniej z trylogii "Ukochani poddani cesarza", a najwięcej z "Przypadku Justyny", który ponoć ma niezrozumiałą płętę. Nie rozumiem tego, że ma niezrozumiałą płętę. Plus za wyobraźnię i woltyżerkę języczaną. Minus za powtarzalność motywów, skojarzeń i wszechobecny manicheizm. Plus minus - plus minus z plusem. Wrócić pewno nie wracał będę za zbytnio.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tia. wyobraźnię to chłop ma.. język specyficzny też lubię..
OdpowiedzUsuńale dla mnie Piątek jest jak pijana, chętna dziewoja w dyskotece - na raz.